Symfonia dzieciństwa - jak bajki wprowadzały nas w świat muzyki klasycznej
FELIETONTEMAT PRZEWODNI
Anna Wierzbicka
4/8/2025


Któż z nas jako dziecko nie posiadał swoich ulubionych bajek tych opowiadanych przez babcię, obejrzanych kiedyś w kinie z rodzicami, czy „wieczorynek” oglądanych przed snem? Ja wywodzę się z pokolenia, któremu szczególnie bliskie są najsłynniejsze i poniekąd reprezentacyjne animacje wytwórni Walta Disneya, jak chociażby „Król Lew”, „Kopciuszek”, „Śpiąca królewna”, itd. Walt Disney jednak nie zdominował całkowicie mojego dzieciństwa. Był to bowiem też czas, kiedy firma Mattel postanowiła „ożywić” na ekranie popularną lalkę. Tak powstała seria filmów z Barbie w roli głównej. Nasza bohaterka była umieszczana już w przeróżnych fabułach – od opowieści o realiach życia współczesnych nastolatków, poprzez fantastyczne historie o wróżkach i syrenach, aż po swobodne interpretacje słynnych baletów czy powieści.
Zaczęłam od tematu ulubionych bajek, ale dla mnie każda z nich ściśle wiąże się z muzyką i piosenkami, jakie w nich występowały. Niektóre z nich potrafiłabym chyba nadal zaśpiewać z pamięci. Kiedy odtwarzam w głowie obrazy animacji w uszach brzmią mi przepiękne, tworzące nastrój linie melodyczne i główne motywy muzyczne użyte w filmie. Co więcej, działa to też w drugą stronę. Mianowicie słysząc chociażby pierwszą część Symfonii nr 4 op. 90 „Włoskiej” F. Mendelssohna mam przed oczami scenę z animacji „Barbie i 12 tańczących księżniczek” z 2006 r., w której utwór ten został użyty. W tym miejscu muszę powiedzieć, że takich inspiracji jest oczywiście o wiele więcej.
Już pierwsza animacja, której bohaterką jest Barbie nosi tytuł „Barbie w Dziadku do orzechów” (2001 r.). Jest to ekranizacja baletu Piotra Czajkowskiego na podstawie baśni Ernsta Hoffmanna (z nieco zmienioną wprawdzie fabułą). Do opracowania scen baletowych zatrudniono słynnego choreografa Petera Martinsa, a tworząc animacje odtwarzano ruch profesjonalnych tancerzy z The New York City Ballet. Muzykę Piotra Czajkowskiego do filmu zaaranżował Arnie Roth - amerykański kompozytor i dyrygent. Po sukcesie tej produkcji, rok później stworzono drugą animację – „Barbie jako Roszpunka”, w której wykorzystano fragmenty IX Symfonii e-moll „Z Nowego Świata” A. Dvořàka, a także ponownie „Dziadka do orzechów”. Jako ciekawostkę dodam, że w jednej ze scen w domu Barbie możemy dostrzec nawet portret Czajkowskiego. Idąc za ciosem, w 2003 r. do kin wszedł trzeci film z serii, znów inspirowany twórczością rosyjskiego kompozytora, którym był „Barbie z Jeziora Łabędziego”. Podobnie jak w poprzednich dwóch produkcjach, aranżację muzyki powierzono Arniemu Rothowi, a do jej wykonania zatrudniono Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Warto nadmienić, że w tym filmie odnajdziemy nie tylko fragmenty z baletu „Jezioro Łabędzie”, ale też ponownie sięgnięto po muzykę z „Dziadka do orzechów”.
Po „Barbie z Jeziora Łabędziego” twórcy na długi czas zrezygnowali z tak dosłownych odniesień do muzyki klasycznej, co nie znaczy, że całkowicie ją odrzucili. W filmie „Barbie i Magia Pegaza” (2005 r.) usłyszymy np. fragmenty VI. Symfonii F-dur op. 68 „Pastoralnej” L. van Beethovena, 94. Symfonii G-dur „Niespodzianka” J. Haydna i „W grocie króla gór” ze suity „Peer Gynt” E. Griega. Natomiast we wspomnianym już przeze mnie „Barbie i 12 tańczących księżniczek” odnajdziemy fragmenty utworów Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego (III Symfonia a-moll op. 56 „Szkocka”, suita „Sen nocy letniej”), zaś w jednej ze scen bohaterki śpiewają nic innego, jak czterogłosowy motet XVI-wiecznego angielskiego kompozytora Williama Byrda pt. „Sacerdotes Domini”. Obydwie animacje zostały zainspirowane słynnymi baśniami braci Grimm.
Wszystkie produkcje, o których do tej pory wspomniałam, a które tak obficie wykorzystują bogactwo muzyki klasycznej, pod względem muzycznym łączy jedna rzecz, a właściwie jedno nazwisko – Arnie Roth. Jest on amerykańskim skrzypkiem, kompozytorem, dyrygentem i producentem muzycznym. To właśnie jemu firma Mattel powierzyła niegdyś kierownictwo muzyczne w swojej pierwszej produkcji. Współpraca ta, jak już wiemy, na jednym filmie się nie skończyła i ostatecznie Roth zaaranżował muzykę do ośmiu animacji. Oprócz inspiracji muzyką klasyczną tworzył do filmów też własne kompozycje. Każda ze ścieżek dźwiękowych charakteryzuje się szerokim wykorzystaniem składu orkiestry symfonicznej, chwytliwymi, ale niebanalnymi motywami i bogactwem muzycznych środków wyrazu. Te wysokiej jakości dzieła przyniosły kompozytorowi kilka nominacji do nagród DVD Exclusive Awards (w kategoriach „Najlepsza oryginalna ścieżka dźwiękowa” oraz „Najlepsza oryginalna piosenka”), a wreszcie otrzymanie tejże nagrody w 2003 r. za ścieżkę dźwiękową do filmu „Barbie jako Roszpunka”. Piosenka „Shine” z filmu „Barbie i 12 tańczących księżniczek” została nominowana w 2007 r. do prestiżowej nagrody Emmy w kategorii „Znakomita piosenka oryginalna – dla dzieci/animowane”. Od 2004 r. Roth zaczął jednak poszukiwać innej ścieżki kariery i tak trafił na propozycję współpracy z przedsiębiorstwem Squire Enix i tworzenia muzyki do gier video. Jak się okazało, to właśnie ta współpraca przyniosła mu największą sławę i dała możliwość organizowania licznych koncertów, na których wykonywano jego muzykę wykorzystaną w grach.
A jak kształtowała się muzyka w filmach „Barbie…” po zerwaniu współpracy z Rothem? Przez jakiś czas kierownictwo muzyczne przejął amerykański kompozytor Eric Colvin. Jego styl jest nieco odmienny od twórczości Rotha, zmierza bardziej w kierunku stylu impresjonistycznego, brak u niego tak wyrazistych motywów i linii melodycznych. Jakkolwiek Colvin także świetnie wykorzystuje możliwości różnorodnych instrumentów. Muzyka ta jest pełna obrazowości, co zresztą stanowi podstawowe założenie muzyki filmowej. Kompozytor nie czerpie już zbyt często z dawnych twórców, prawie wszystkie ścieżki dźwiękowe są od podstaw stworzone przez niego. Po jego odejściu, od 2010 r. możemy z kolei dostrzec coraz większe odejście od muzyki symfonicznej na rzecz współczesnej muzyki popularnej i elektronicznej. W samej fabule kolejnych filmów także niewiele odnajdziemy już nawiązań do klasycznych tekstów kultury. Jedyny wyjątek stanowi jeszcze animacja „Barbie i magiczne baletki” (2013 r.), która jest pewnego rodzaju powrotem do pierwszych produkcji. Opowiada ona o młodej uczennicy szkoły baletowej, która zostaje magicznie przeniesiona do świata, w którym słynne spektakle baletowe są rzeczywistością. Zawarto więc tutaj fragmenty „Jeziora Łabędziego” P. Czajkowskiego, „Giselle” Adolphe’a Adama, „Coppélia” Léo Delibesa, ale też fragmenty III i VII Symfonii Ludwiga van Beethovena. Aranżację muzyki do filmu stworzył Jim Dooley, a wykonawstwo powierzono Słowackiej Narodowej Orkiestrze Symfonicznej.
Głównym celem tego tekstu nie jest dla mnie jednak samo przedstawienie zmian związanych z warstwą muzyczną filmów sponsorowanych przez firmę Mattel, choć trzeba jeszcze zauważyć, że takie zmiany możemy zaobserwować w ostatnim czasie także w innych wytwórniach. Godne rozważenia jest natomiast, jak ten trend odejścia od stosowania utworów klasycznych na rzecz współczesnej muzyki rozrywkowej wpływa na preferencje muzyczne dzieci, które na tych bajkach się wychowują. Paulina Pałosz (Instytut Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie) w swoim artykule pt. „Przegląd badań nad uwarunkowaniami preferencji muzycznych” (2009 r.) syntetyzuje wnioski z różnych badań przeprowadzonych w tym zakresie. Czytamy w nim m.in. o istnieniu hipotezy, że w życiu człowieka występują okresy szczególnie ważne dla kształtowania jego postaw muzycznych. Naturalnym zjawiskiem jest, że dla młodego odbiorcy bardziej atrakcyjne są utwory mniej złożone pod względem formy. Niewątpliwie jednak takie „przemycanie” muzyki klasycznej może spowodować wytworzenie u dziecka pozytywnych skojarzeń z tego typu utworami, a w efekcie łatwiejsze ich przyswajanie w przyszłości. Znajduje to potwierdzenie w przeprowadzonych badaniach, bowiem w innym miejscu Pałosz pisze, że „Wielokrotne słuchanie utworów muzyki poważnej, zwłaszcza zawierających nietypowe rytmy i współbrzmienia dysonansowe, może prowadzić do wzrostu preferencji zarówno prezentowanych przykładów muzycznych, jak i bardziej pozytywnej postawy wobec wszelkich utworów utrzymanych w danym stylu”. Sama mam pewne doświadczenie w pracy z młodzieżą i dziećmi w różnym wieku i zauważam znaczącą różnicę w preferencjach muzycznych w zależności od tego, z czym młody człowiek był zapoznawany i „osłuchiwany” w dzieciństwie.
Wydawałoby się więc niektórym, że to mało istotne jaki rodzaj muzyki jest stosowany w filmach dla najmłodszych. Być może to, że coraz mniej jest w bajkach inspiracji klasycznych wynika z tego, że współczesna muzyka rozrywkowa wydaje się samym twórcom ciekawsza? Może chcą oni trafić w gust młodego pokolenia? Tymczasem nie zdają sobie sprawy, że w pewnym stopniu oni sami mogą go kształtować. Wykorzystanie w animacjach baletów Czajkowskiego - z zaangażowaniem profesjonalnych choreografów i tancerzy, a także ze świetnie zaaranżowaną muzyką - jest tu najbardziej jaskrawym przykładem. Nawet jeśli nie jest to wierne odwzorowanie libretta, niewątpliwie taka forma wzbudza zaciekawienie u małego widza, a o to nam właśnie chodzi. To, co zrobiono w pierwszych animacjach firmy Mattel z pewnością zasługuje na niemałe uznanie. Myślę, że można to zresztą porównać do zabiegu, który znamy z życia codziennego; czasami „przemycamy” dzieciom różne rzeczy, żeby je do nich przekonać (warzywa o zabawnych kształtach, wyjątkowo słodkie syropy…). Na tej samej zasadzie muzyka klasyczna może być w małej lub większej dawce niepostrzeżenie dodana do ulubionej bajki, i w tej formie podawana najmłodszym, oddziałując na ich zmysły i kształtując wrażliwość.
Grafika: Marichka Wowk